Pono. Niepozorne cztery litery, które wywołały poruszenie w świecie muzycznym. Pochodzące z języka hawajskiego oznaczają osobę prawą, sprawiedliwą oraz uczciwą. Jaki ma to związek z muzyką? Pono to nazwa odtwarzacza muzycznego opracowanego przez zespół pod kierownictwem znanego kanadyjskiego muzyka Neila Younga.
Neil od kilku lat pracował nad rozwiązaniem, które sprawiłoby, że branża muzyczna powróciłaby do dbałości o jakość nagrań. W świecie wszechobecnej kompresji spod znaku mp3 wiele osób zapomniało, że muzyka to nie tylko tło. Pono ma przywrócić właściwy bieg rzeczy i sprawić, żeby każdy mógł cieszyć się wysokiej jakości brzmieniem. Jak wygląda to w praktyce?
Pono to dwa elementy - pierwszy Pono Music Store jak sama nazwa wskazuje ma sprzedawać muzykę w wysokiej rozdzielczości (znanej też jako Studio Master). Drugi elementy to Pono Player - widoczny na zdjęciach przenośny odtwarzacz muzyczny, który umożliwia odtwarzanie plików FLAC.
Początkowo Neil Young chciał promować własny format muzyczny, wymyślony wspólnie z ekspertami od zabezpieczeń z Holywood. Najprawdopodobniej rozmowa odbyta dwa lata temu z Giladem Tiefenbrunem (szefem Linn Products oraz Linn Records), podczas której panowie wymienili dość stanowczo swoje punkty widzenia miała sens. Zabezpieczenie DRM było pomysłem który okazał się kompletną klapą, stanowiąc tylko problem dla użytkowników, nie dla piratów muzycznych.
Linn Records jako pierwsza wytwórnia muzyczna na świecie rozpoczęła sprzedaż muzyki w plikach FLAC, które to nie są w żaden sposób zabezpieczony przed kopiowaniem. Duże wytwórnie muzyczne patrzyły na to z niedowierzaniem i cicho mówiły coś o postradaniu zmysłów. Okazało się, że nie było to żadne samobójstwo – sprzedaż wielokrotnie przewyższyła oczekiwania. Na dodatek piractwo, czego tak bardzo obawiały się koncerny zmalało. Wystarczyło zaproponować odpowiedni towar oraz nie traktować każdego jak potencjalnego złodzieja. Ponad 7 lat później wszystkie duże labele muzyczne sprzedają swoją muzykę z plikach nieskompresowanych.
Wróćmy jednak do Pono. Jest to bardzo ciekawy projekt z wielu względów. Po pierwsze Neil Young namówił do współpracy wielu znanych muzyków, co gwarantuje odpowiedni rozgłos tej akcji. Po drugie, zespołowi pracującemu nad Pono udało się stworzyć urządzenie które świetnie wygląda (nam bardzo przypomina czekoladki Toblerone) i może stworzyć nową modę. Kampania reklamowa wygląda bardzo prosto – przedstawia muzyków którzy porównali mp3 lub CD z plikiem Studio Master i są zaskoczeni. Kilku z nich mówi, że przypomina im to dźwiękiem płytę analogową, co bardzo często słyszymy w naszym salonie.
Użytkownicy iPodów dostają to, do czego są przyzwyczajeni – odtwarzacz, sklep muzyczny oraz aplikację do zarządzania muzyką. Audiofile będą w niebie – muzyka, którą znają będą mogli kupić w wysokiej rozdzielczości. Melomani znajdą kolejne źródło muzyki z plikach cyfrowych (a oferta zapowiada się bardzo interesująco). Branża muzyczna też powinna być zadowolona. W momencie kiedy wszyscy narzekają na serwisy strumieniowe, dostaną możliwość oferowania tego, co chcą obecnie słuchacze. Bo jeśli tylko ktoś raz porówna skompresowane pliki z iTunes’a do plików ze sklepów muzycznych takich jak Pono Music, Linn Records, Qobuz czy HD-Tracks nie będzie chciał już wracać, tym bardziej, że swoją muzykę może zabrać wszędzie ze sobą.
Pono Player posiada wbudowaną pamięć 64 GB + kartę pamięci 64 GB (czyli razem 128 GB miejsca na muzykę), 24-bitowy układ DAC, możliwość odtwarzania plików 192 kHz / 24 bit oraz wysokiej klasy wzmacniacz słuchawkowy. Obsługa odbywa się przez wyświetlacz dotykowy oraz trzy przyciski – głośniej, ciszej oraz włącz/wyłącz. Prościej już nie można. Premiera ma odbyć się w październiku.
Trzymamy kciuki Neil!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz