sobota, 26 kwietnia 2014

Trochę techniki na weekend. Moc.

Ostatnio po prezentacji jednego z systemów, rozmawiałem z klientem o mocy wzmacniacza użytego podczas odsłuchu. Urządzenie wyposażone w 2x 50 watową końcówkę mocy w większości przypadków będzie całkowicie wystarczające aby wysterować duże podłogowe kolumny w pomieszczeniu o powierzchni w okolicach 20-30 metrów kwadratowych. 


Jednocześnie w reklamach wielu rozmaitych sprzetów, szczególnie kina domowego widzimy skupianie się niemal wyłącznie na mocy. Im więcej watów, tym lepiej. 500, 1000, 2000 i więcej. O ile faktycznie czasem w domach można spotkać systemy dysponujące podobnym zakresem mocy, o tyle w większości wyżej wymienionych przypadków będą one dotyczyć głośniczków o rozmiarach niewiele większych od paczki papierosów. Niestety nie działa tutaj prosta analogia związana z motoryzacją - tam zazwyczaj im więcej koni mechanicznych, tym szybsze (mocniejsze) auto. 


Praktycznie sama moc nic nam nie powie, o ile nie zwrócimy uwagi na typ danego auta, jego wagę oraz moment obrotowy. W mocy wzmacniaczy (oraz po części głośników) jest to o wiele bardziej zagmatwane. Wielu producentów, szczególnie tańszych sprzętów ma wiele za uszami. Moc możemy mierzyć na wiele sposobów. Teoretycznie powinno podawać się moc RMS (Root mean square, czyli średnia kwadratowa). Jest to moc, jaką urządzenie może podawać ciągle bez wchodzenia w przesterowanie lub uszkodzenia. Tańsze urządzenia opisywane są często mocą PMPO, czyli mocą chwilową, osiąganą zazwyczaj tylko na papierze lub przez ułamki sekund. Gdyby to samo urządzenie miało podawać moc deklarowaną przez producenta przez dłuższy okres czasu najprawdopodobniej nastąpiłoby poważne uszkodzenie. Nie mówiąc już o tym, że w większości przypadków elementy użyte do produkcji nie są zdolne do podania takiej mocy.

Niestety to nie wszystko. W amplitunerach kina domowego często podaje się najwyższą moc - osiągalną tylko i wyłącznie w momencie kiedy wzmacniacz obciążony jest JEDNYM głośnikiem. Nie znam nikogo na świecie, kto do amplitunera 5.1 lub 7.1 podpinałby jeden głośnik. Po podłączeniu dwóch i więcej kolumn moc zazwyczaj drastycznie spada. Wynika to głównie z oszczędności na zasilaczu, który nie radzi sobie z dostarczenie odpowiedniej ilości prądu do wszystkich sekcji. Stąd też w bardziej rozbudowanych systemach wielokanałowych podział na poszczególne elementy: przedwzmacniacz oraz końcówkę (lub końcówki mocy). Wszystko po to, aby każda sekcja pracowała pod jak najmniejszymi zakłóceniami oraz dysponowała własnym, dedykowanym oraz odpowiednio dopasowanym zasilaczem.

Kolejnym "problemem wzmacniaczy" jest podawanie mocy przy różnym poziomie obciążenia. Kolumny głośnikowe mają zazwyczaj od ośmiu do czterech omów oporności. Teoretycznie idealny wzmacniacz powinien przy spadku impedancji o połowę podać dwukrotnie większą moc. Czyli: 2x 50W przy 8 omach, ale już 2x 100W przy 4 omach. Producenci często podają wartości dla czterech omów... ale np. wzmacniacz nie będzie mógł pracować z takimi kolumnami, gdyż włączy się zabezpiecznie przed podaniem za dużej mocy na głośniki. Inny, zamiast podawać moc przy 8 omach, poda ją przy 6-ciu, bo tak lepiej wygląda. Potem porównujemy wzmacniacze o teoretycznie tej samej mocy, a słychać zupełnie co innego.

źródło: VideoMagazin.de

Jeśli urządzenie zostało dobrze zaprojektowane - a zasilacz dysponuje odpowiednim zapasem mocy, wszystko będzie zgadzało się z teorią. Bardzo często takie urządzenie nie musi oszałamiać nas mocą na papierze, jednak usłyszymy bardzo przyjemny dźwięk z zachowanymi proporcjami oraz odpowiednią kontrolą głośników. 50 prawdziwych watów będzie znaczyło jednak o wiele więcej niż 300 watów z kosmosu. Zamiast żonglować cyferkami, najlepiej posłuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz