wtorek, 29 kwietnia 2014

Muzyka kosmosu.


Jak brzmi kosmos? Nie słyszeliśmy jeszcze nagrań pan-galaktycznej jazzowej kapeli z Mos Eisley, ale za to możemy posłuchać nagrań z sygnałów odebranych przez podróżujące przez bezkresną otchałań sondy Voyager I oraz Voyager II. Obaj muzycy, rocznik 77' nie przejawiają skłoności do improwizacji, jednak skrzętnie notują fale eletromagnetyczne które do nich docierają. Do tak postałych dźwięków, będących swoistym zapisem podróży wytwórnia Lefse Records dobrała 14 autorów, którzy dodali własną muzykę, tworząć kompozycję 'The Space Project'. 

Skąd ten pomysł? 
"Matt Halverson, who runs the Portland-based label Lefse Records, was talking with his brother in law, Exogenesis President and Chief Scientist Sean Anklam, who described a trove of recordings the NASA-launched Voyager space probes had made in the outer solar system. Halverson, the Walter White to Anklam’s Hank Schrader, was overtaken by an idea: to commission imaginative artists to create songs and soundscapes out of the Voyager recordings. The interest among musicians—including , Spiritualized, Beach House, The Antlers, Mutual Benefit, Blues Control and others—was overwhelming. Lefse will release the resulting album, entitled Space Project"

Całość brzmi co najmniej dziwnie, jednak wielu osobom może przypaść do gustu. Osobiście wolałbym same dźwięki kosmosu na czarnej płycie... No właśnie. O ile wydanie na płycie CD można pominąć, o tyle wydanie na nośniku analogowym jest bardzo interesujące. Nawet na odtworzenie kiedy nabierzemy ochotę na muzykę elektroniczną lub alternatywną, jeśli nie jest to co ciągle słuchamy. Album kosztuje 16 funtów w sklepie muzycznym Boomkat. Obiecują, że niedługo będzie również dostępny w formie plików. 

sobota, 26 kwietnia 2014

Trochę techniki na weekend. Moc.

Ostatnio po prezentacji jednego z systemów, rozmawiałem z klientem o mocy wzmacniacza użytego podczas odsłuchu. Urządzenie wyposażone w 2x 50 watową końcówkę mocy w większości przypadków będzie całkowicie wystarczające aby wysterować duże podłogowe kolumny w pomieszczeniu o powierzchni w okolicach 20-30 metrów kwadratowych. 


Jednocześnie w reklamach wielu rozmaitych sprzetów, szczególnie kina domowego widzimy skupianie się niemal wyłącznie na mocy. Im więcej watów, tym lepiej. 500, 1000, 2000 i więcej. O ile faktycznie czasem w domach można spotkać systemy dysponujące podobnym zakresem mocy, o tyle w większości wyżej wymienionych przypadków będą one dotyczyć głośniczków o rozmiarach niewiele większych od paczki papierosów. Niestety nie działa tutaj prosta analogia związana z motoryzacją - tam zazwyczaj im więcej koni mechanicznych, tym szybsze (mocniejsze) auto. 


Praktycznie sama moc nic nam nie powie, o ile nie zwrócimy uwagi na typ danego auta, jego wagę oraz moment obrotowy. W mocy wzmacniaczy (oraz po części głośników) jest to o wiele bardziej zagmatwane. Wielu producentów, szczególnie tańszych sprzętów ma wiele za uszami. Moc możemy mierzyć na wiele sposobów. Teoretycznie powinno podawać się moc RMS (Root mean square, czyli średnia kwadratowa). Jest to moc, jaką urządzenie może podawać ciągle bez wchodzenia w przesterowanie lub uszkodzenia. Tańsze urządzenia opisywane są często mocą PMPO, czyli mocą chwilową, osiąganą zazwyczaj tylko na papierze lub przez ułamki sekund. Gdyby to samo urządzenie miało podawać moc deklarowaną przez producenta przez dłuższy okres czasu najprawdopodobniej nastąpiłoby poważne uszkodzenie. Nie mówiąc już o tym, że w większości przypadków elementy użyte do produkcji nie są zdolne do podania takiej mocy.

Niestety to nie wszystko. W amplitunerach kina domowego często podaje się najwyższą moc - osiągalną tylko i wyłącznie w momencie kiedy wzmacniacz obciążony jest JEDNYM głośnikiem. Nie znam nikogo na świecie, kto do amplitunera 5.1 lub 7.1 podpinałby jeden głośnik. Po podłączeniu dwóch i więcej kolumn moc zazwyczaj drastycznie spada. Wynika to głównie z oszczędności na zasilaczu, który nie radzi sobie z dostarczenie odpowiedniej ilości prądu do wszystkich sekcji. Stąd też w bardziej rozbudowanych systemach wielokanałowych podział na poszczególne elementy: przedwzmacniacz oraz końcówkę (lub końcówki mocy). Wszystko po to, aby każda sekcja pracowała pod jak najmniejszymi zakłóceniami oraz dysponowała własnym, dedykowanym oraz odpowiednio dopasowanym zasilaczem.

Kolejnym "problemem wzmacniaczy" jest podawanie mocy przy różnym poziomie obciążenia. Kolumny głośnikowe mają zazwyczaj od ośmiu do czterech omów oporności. Teoretycznie idealny wzmacniacz powinien przy spadku impedancji o połowę podać dwukrotnie większą moc. Czyli: 2x 50W przy 8 omach, ale już 2x 100W przy 4 omach. Producenci często podają wartości dla czterech omów... ale np. wzmacniacz nie będzie mógł pracować z takimi kolumnami, gdyż włączy się zabezpiecznie przed podaniem za dużej mocy na głośniki. Inny, zamiast podawać moc przy 8 omach, poda ją przy 6-ciu, bo tak lepiej wygląda. Potem porównujemy wzmacniacze o teoretycznie tej samej mocy, a słychać zupełnie co innego.

źródło: VideoMagazin.de

Jeśli urządzenie zostało dobrze zaprojektowane - a zasilacz dysponuje odpowiednim zapasem mocy, wszystko będzie zgadzało się z teorią. Bardzo często takie urządzenie nie musi oszałamiać nas mocą na papierze, jednak usłyszymy bardzo przyjemny dźwięk z zachowanymi proporcjami oraz odpowiednią kontrolą głośników. 50 prawdziwych watów będzie znaczyło jednak o wiele więcej niż 300 watów z kosmosu. Zamiast żonglować cyferkami, najlepiej posłuchać.

piątek, 25 kwietnia 2014

Exakt.

Zapraszamy serdecznie wszystkich miłośników muzyki na polską premierę systemu Linn Exakt, która odbędzie się w naszym warszawskim salonie. Spotkanie zaczyna się dzisiaj o godzinie 19-tej. 


czwartek, 24 kwietnia 2014

Dobrze ułożone kable.


Kiedy zapytano jednego z producentów kabli sygnałowych, czego dowiedział się przez 20 lat swojej pracy nt. okablowania systemów audio, odpowiedział, że zauważył dwie bardzo ważne prawidłowości. 

Po pierwsze jeśli kabel jest na tyle długi, aby dosięgnąć do elementu, który ma połączyć - brzmi on zdecydowanie lepiej, niż ten który jest za krótki. Po drugie, jeśli jest trochę dłuższy niż to wynika z pierwszej zasady, szalenie ułatwia to podłączenie. W ten dość pomysłowy sposób zwrócił uwagę na rzecz bardzo często ignorowaną. Kable głośnikowe powinny być dopasowane do każdego systemu. 

Nie ogranicza się to tylko i wyłącznie do typu okablowania, ale również do jego wymiarów, a konkretnie jednego z nich - długości. Typowe odcinki kabli głośnikowych mają zazwyczaj długości 2x 2.0 m, 2x 2.5 m, czasami 2x 3.0 m. Są to zazwyczaj długości przygotowane przez producentów. Schody zaczynają się w momencie, w którym chcielibyśmy kupić dłuższy przewód, jak również krótszy. 

W większości przypadków będzie to praktycznie niemożliwe (ze względu na koszt) lub wiązało się z kompromisami jakościowymi - zazwyczaj producenci używają własnych wtyków, które są niedostępne powszechnie na rynku.

Tutaj bardzo pozytywnie wyróżnia się szkocki Linn. Nie dość, że proponuje on wszystkie swoje kable sygnałowe oraz głośnikowe w indywidualnych długościach, to również dostarcza sklepom odpowiednie wtyki, którymi można kabel zakonfekcjonować. Taka terminacja kabla, czyli założenie odpowiednich końcówek, jeśli zostanie wykonana prawidłowo, jest identyczna jakościowo z pracą specjalistów z Glasgow.

W naszym salonie znajdą Państwo wszystkie przewody sygnałowe Linn'a:
głośnikowe - Linn K10, K20, K40 oraz K400
sygnałowe - Linn Black Analogue, Black Balanced, Silver Analogue oraz Silver Balanced

Dla osób, którym odpowiadają typowe długości (1.2 m), posiadamy również stały asortyment interconnectów terminowanych fabrycznie - dotyczy to kabli sygnałowych RCA, XLR oraz BNC, a także kabli gramofonowych. Zapraszamy.

środa, 23 kwietnia 2014

Muzyczna wolność.


Prawie dziesięć lat mija od premiery albumu 'Libera Me' szwedzkiego kontrabasisty Larsa Danielssona. Płyta zapewne znalazła się na wielu półkach miłośników skandynawskiej odmiany muzyki jazzowej. Co ciekawe, wydawcą jest niemiecka wytwórnia ACT Music. Widać, że ECM nie ma monopolu na ukochane przez Manfreda Eichera przestrzenne, pastelowe i minimalistyczne aranżacje. 

'Libera Me' to płyta na odpowiedni nastrój. Nie możemy jej słuchać w biegu. Najlepiej brzmi wieczorem lub w ciszy dnia gdzieś pod miastem. Zdecydowanie melanchonijna, wprowadza słuchacza w zupełnie inny świat. Jak napisał pewien miłośnik twórzości Danielssona, "ta płyta to przepustka do nieba. Czekamy najpierw w poczekalni, a potem powoli unosimy się wraz z muzyką coraz wyżej i wyżej." Coś w tym jest. We wznoszeniu pomaga Larsowi całkiem spore grono - Jon Christensen na perskusji, niesamowita trąbka Nils Petter Molvaera, David Liebman na saksofonie, Carsten Dahl na pianinie, gitara Tobiasa Sjögrena, czarujący głos Cæcilie Norby oraz orkiestra koncertowa duńskiego radia.pod prowadzeniem Fransa Rasmussena.

Album dostępny jest w formacie Studio Master 96/24 na stronie norweskiego sklepu muzycznego w cenie 90 zł. To niewiele więcej niż ta sama muzyka nagrana na płycie CD.


wtorek, 22 kwietnia 2014

Świąteczne porządki.

Ostatnio na naszym blog pojawiło się mniej wpisów. Główny winowajca całego zamieszania nazywa się Exakt i jest powodem co najmniej kilku nieprzespanych nocy. 

Kiedy usłyszeliśmy go po raz pierwszy w Glasgow w zeszłym roku było podobnie. Od momentu kiedy mamy go w naszym salonie okazało się, jak wiele płyt trzeba przesłuchać na nowo - na każdej bowiem odkrywamy wiele rzeczy, których wcześniej nie było słuchać. Przy okazji takiego przeszukiwania dysku okazało się, że jednak gdzie cztery osoby, tam tak wiele metod na zapisanie tych samych informacji. 
     
              
Jednym słowem - bałagan. Każdy ma swoją muzykę i własny sposób tagowania. Po połączeniu tego wszystkiego okazało się, że kilka płyt jest tak naprawdę zduplikowanych tylko zaimek. Dla komputera bowiem folder The Rolling Stones oraz Rolling Stones to już zupełnie co innego. Na szczęście zamieszanie nie trwało długo, gdyż korzystając z odpowiednich programów łatwo doprowadzić wszystko do porządku.

Jeśli jeszcze nie korzystają Państwo z odtwarzacza strumieniowego, a dopiero chcą zacząć przygodę z tą nową formą odtwarzania muzyki, zalecamy rzucenie okiem na własną kolekcję płytową i wybór sposobu w który to płyty chcemy skatalogować. Zazwyczaj proponowane to 'The Rolling Stones', 'Rolling Stones' lub 'Rolling Stones, The'. Ta ostatnia się przydaje, kiedy szukamy Stonesów czy Cranberries. O The zdaża się bowiem zapomnieć wielu osobom. 

Kiedy już wszystkie płyty będziemy mieli w formie plików, będziemy mogli zdecydowanie szybciej i łatwiej przebierać w nawet największych zasobach płytowych. I wtedy jeszcze trudniej będzie nam odmówić sobie przyjemności posłuchania kolejnego albumu na systemie Exakt. I tak dalej...